Nie ma z pewnością, w historii zbyt wielu narodów, dzieła, które by wrosło w ogólnonarodową świadomość w stopniu podobnym, jak "Poczet Królów i Książąt Polskich"
Jana Matejki wrósł w mentalność Polaków. Wspaniała seria
Matejki, można powiedzieć, utraciła swą rolę artystyczną, stając się dla wielu wręcz dokumentem historycznym.
Zatarł się nawet w pamięci fakt, że Matejko wykonał rysunki na zamówienie, jako ilustracje do albumu dla wiedeńskiego wydawcy.
Dzieła oderwały się od formy albumu w której je za życia artysty wydano. Nikt już nie łączy ich z oryginalnymi tekstami. "Poczet..." jest narodową relikwią nie mniejszą od "Damy z gronostajem" czy Arrasów Wawelskich. Jednak nie w formie materialnej, która spoczywa w Muzeum Narodowym we Wrocławiu. "Poczet Królów Polskich" jest relikwią wyobrażeń i wyobraźni narodu, skarbem świadomości i jej utrwaleniem, które w tradycję tchnęło nowe życie.
Matejko rysując "Poczet..." u schyłku swego żywota, w latach w 1890-1892, na zamówienie Maurycego Perelesa, wiedeńskiego wydawcy, równocześnie nadzorował nanoszenie polichromii według swojego projektu, w kościele Mariackim w Krakowie co było niewątpliwie jego najmonumentalniejszym dziełem. Był wtedy u szczytu sławy, wygrawszy szereg wystaw i mając na koncie wiele malowideł historycznych.
Za każdy rysunek otrzymywał 200 złotych reńskich. Powstało ich w sumie 44. 42 portrety władców, w tym dwóch kobiet Jadwigi i Anny Jagiellonki oraz dwa rysunki przedstawiające małżonki monarchów, które okazały się szczególnie istotne dla losów państwa -Dobrawę i Rychezę.
Wszystkie rysunki są sygnowane datami powstania i inicjałami JM.
Artyście szczególnie doskwierała narzucona przez wydawcę technika - ołówek oraz potrzeba cieniowania i tonowania szkicu w kierunku powielarności ówczesnymi metodami druku.
Pocieszał się Matejko zapewne marzeniem, że potraktuje te rysunki, jako szkice do serii olejnych wizerunków, którą zamarzał wykonać i umieścić w Kaplicy Zygmuntowskiej na Wawelu. Nie zdążył jednak.
Pracę na rysunkami ukończył 27 stycznia 1882, zmarł 1 listopada 1883 w Krakowie.
Pierwsze wydanie "Pocztu..." ukazało się jeszcze za życia artysty, w oficynie Maurycego Perelesa, rzeczonego już zleceniodawcy. Tekstem opatrzyli go dwaj krakowscy historycy - Stanisław Smolka i August Sokołowski. Wydawnictwo to odniosło niesamowity wręcz sukces. Dalszych wydań nie sposób tu wyliczyć, szczególnie jeśli chodzi o lata 90te XX wieku.
Głównie dlatego, iż wydawnictwo to trafiło w doskonałą koniunkturą, słabnącą monarchią Austryjacką i rosnące nastroje patryjotyczne. Zarówno ideowo, jak i treściowo "Poczet..." był dziełem bardzo konserwatywnym w przesłaniu. Trzeba bowiem przypomnieć, że tytuł monarchy polskiego nosili ciągle Carowie Rosyjscy (od Kongresu Wiedeńskiego). W pozostałych zaborach ukazać by się raczej nie mógł, jeśli nawet, to z wielkim trudem i okrojony cenzurą, zapewne z przymusowym uwzględnieniem co najmniej cara Aleksandra I.
Teksty były zredagowane bardzo "delikatnie" wolne od wszelkich ocen i, można powiedzieć, z przesadnym szacunkiem dla osób kilku władców.
Trudno ocenić z czyjej inspiracji zapadła decyzja, żeby portretów było akurat 44. Z faktu, iż w oryginalnym wydaniu obok Dobrawy i Rychezy nie umieszczono tekstów na ich temat, a jedynie ich portrety wynika, że nie było to przewidziane przez historyków, a zasugerowane przez osobistą sympatią artysty, próbką erudycji historycznej którego są chociażby jego obrazy olejne.
Dobór osób umieszczonych w poczcie jest zresztą bardzo kontrowersyjny. Każdy historyk bez problemu wymieni jeszcze kilka postaci, które zasługiwałyby na znalezienie się w tym elitarnym gronie.
Ilustracje Matejki maja właśnie tę wadę, iż większości wydań teksty były dopisywane do nich, co więc postępowało zjawisko ignorowania przez historyków władców pominiętych przez malarza.
Zresztą anegdotycznie mówi się też, że większość Polaków spytana o pierwszego Króla Polski odpowiedziałaby, że był nim Mieszko I, sugerując się faktem, że
matejkowski "Poczet..." rozpoczyna się od niego.
W wielu opracowaniach można dopatrzyć się kolorowych wersji wizerunków władców, często mylnie opatrzonych opisem jakoby były pierwowzorami dla rysunków - otóż są to kolorowe wersje opracowane w latach międzywojennych przez malarzy L.Stryowskiego i Z.Papieskiego. Abstrahując od jedynej ich zalety, jaką dla niektórych stanowić będzie ich kolorowość, są to "dziełka" nieporównywalnie gorsze od koncepcji prezentowanych przez
"mistrza Jana" w rysunkach, czasami wręcz groteskowe (vide wizerunek Michała I Korybuta).
--zobacz także:
>>
obrazy i biografia Jana Matejki