Malarstwo Tarasewicza rozwijało się od obrazów malowanych olejno na płótnie stopniowo powiększających swoje rozmiary, aż do powstających od pierwszej połowy lat 90. monumentalnych malarskich kompozycji, którymi pokrywa wielkoformatowe płaszczyzny zastane lub ustawiane w przestrzeni galerii lub muzeów. Artysta systematycznie doprowadza swoją twórczość do zmysłowej gry czystych, intensywnych kolorów, tworząc założone w dużej skali instalacje, aranżujące przestrzeń malarską, do której można wejść. Projekty Tarasewicza prowokują do nowego spojrzenia na malarstwo, jest on bowiem autorem malarskich realizacji przestrzennych nieustannie zmieniających swoje formy i w nowy sposób komponujących zastaną przestrzeń. Wychodzi ze swym malarstwem również w przestrzeń publiczną, ostatnio zaś, w drodze do "malarstwa bez granic", jego rozstrzygnięcia utożsamiają poszukiwania malarskiej iluzji w formie sięgającej "nieskończoności". Wykorzystując lustra powielające realne układy malowanych filarów zaciera granice materii malarskiej. Jak napisał Jan Gryka artystyczne poszukiwania Tarasewicza "zdumiewają kreacyjną mocą. To sztuka wizualnej iluzji, która ogarnia obrazy, ściany, podłogi, filary, kolumny i sufity. Kilkadziesiąt realizacji, ogromne wystawy, w których mogliśmy być zatopieni w jego malarskim świecie, tworzą dorobek, który sztuce polskiej nadaje rangę europejską".
Obraz - dywan, pokrywający obecnie kolorowymi bruzdami całą przestrzeń jednego z sektorów galerii bytomskiego muzeum, jest reinstalacją monumentalnej pracy zrealizowanej przez artystę w Pawilonie Polskim w ramach 49. Biennale Sztuki w Wenecji, a obecnie znajdującej się w kolekcji współczesnej sztuki polskiej Muzeum Górnośląskiego.
Projekt, który zsumował doświadczenia malarskie Tarasewicza na płaszczyźnie podłogi w serii wystaw od warszawskiego Domu Artysty Plastyka poprzez realizację w Centrum Sztuki Współczesnej w Kijowie, powstał "wobec" weneckiej sztuki mozaikowej i w otoczeniu spuścizny artystycznej Wenecji. Artysta, któremu bliskie jest przywiązanie Wenecjan do materii, ich wierność ziemi i zjawiskowości, odwołał się do dekoracji mozaikowych weneckich posadzek, ich przestrzenności, uroku pełnej koloru "złotej wyściółki", do której przyzwyczaiły malarzy weneckich mozaiki bizantyjskie.
Tarasewicz zrealizował wizję obrazu, w którym można się "zanurzyć i brodzić", obrazu, którego barwa i struktura przywodzi na myśl oświetlone zachodzącym słońcem pole, a jednocześnie będącego efektem poszukiwania metody i formy pozwalającej zadośćuczynić dążeniu Tarasewicza do namalowania "obrazu po horyzont". Potwierdzenie tego stwierdzenia odnajdujemy w wypowiedzi Andy Rottenberg: "Leon Tarasewicz zdecydował się na obraz totalny i radykalny. Pejzaż horyzontalny o wyczuwalnej strukturze zaoranej ziemi, zawierający w sobie wszystko: wschody i zachody słońca, pory dnia i nocy, upał lata i chłód zimy, sensualność i abstrakcyjność". Na to pulsujące "pole malarstwa", ten niekończący się pochód barwy: żółci, granatu i oranżu, opanowujący całą przestrzeń złotawym refleksem, nie wystarczy po prostu patrzeć, trzeba na nie wejść i tym nowym sposobem odkrywania malarstwa doświadczyć pod stopami faktury bruzd biegnących przez przestrzeń i zmieniających kolor w zależności od miejsca patrzenia. Sam Tarasewicz napisał kiedyś: "Moim marzeniem jest, by obrazy przejęły kontrolę nad odbiorcą w taki sposób, by jego otoczenie przestało istnieć, wtedy obraz, nieograniczony żadnymi ramami, mógłby bez przeszkód się rozrastać, wciągając odbiorcę".
Najnowsza realizacja, która powstała na miejscu w galerii Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu podczas pobytu artysty na Śląsku, jest projektem przewidzianym specjalnie na najnowszą wystawę artysty. Leon Tarasewicz poświęcił ten fragment obecnej prezentacji relacjom łączącym go z Andrzejem Szewczykiem. "Poznaliśmy się w 1984 roku na Foksalu - wspomina - i od tego momentu łączyła nas wspólna dola artystów tworzących daleko od centrów". Zarówno dla Tarasewicza, który swoją postawę artystyczną określa poprzez odniesienia do kontekstu lokalnej tradycji i miejsca, z którego wyrósł, tak i dla Szewczyka zamieszkanie w okolicach Cieszyna stanowiło intencjonalny wybór miejsca peryferyjnego, gdzie spotykają się granice tradycji kulturowych. Obu łączył także udział w ponad 20. wspólnych prezentacjach sztuki, poczynając od pokazu "4 Foksal Gallery Artists" (Richard Demarco Gallery, Edynburg 1985), a kończąc na wystawie "In Between: Art from Poland 1945-2000" (Cultural Center, Chicago 2001). Wynikiem więzi między artystami były również afirmatywne odczytywania twórczości Tarasewicza poprzez refleksyjne komentarze Andrzeja Szewczyka.
Równolegle z trwającą obecnie wystawą w Muzeum Górnośląskim w Bytomiu odbywają się projekcje dwóch filmów dokumentalnych o artyście "Stacja Waliły - Wenecja" (2004), film o twórczości Tarasewicza według scenariusza i w reżyserii Heleny Włodarczyk, dokumentuje malarską realizację na Biennale weneckim, a także m. in. odwołuje się do miejsca, które jest dla artysty źródłem inspiracji - Waliły, to miejsce najważniejsze, to korzenie. Drugi film jest zapisem wystawy przygotowanej przez Leona Tarasewicza jesienią 2006 roku dla Kunsthalle St. Annen w Lubece. Wystawa ta stanowiła kolejny etap przekraczania przez artystę granic malarstwa, a zabytkowe wnętrza stały się punktem wyjścia tego wyjątkowego projektu obejmującego cztery poziomy galerii.
>>
więcej na temat wystawy